Dzisiejszy żużel jest jak Formuła 1. Adam Pietraszko wierzy w powtórkę sukcesu z 2003 roku (wywiad + foto)

W 2003 roku Włókniarz Częstochowa po raz ostatni zdobył złoty medal Drużynowych Mistrzostw Polski. Od tego pamiętnego okresu minęło już 20 lat. Wówczas to w składzie biało-zielonych w roli młodzieżowca startował Adam Pietraszko, który dziś pełni rolę partnera motoryzacyjnego naszej drużyny jako BMW Frank-Cars. W 2006 roku Adam Pietraszko zakończył karierę żużlową i zajął się rozwojem biznesu. Zapraszamy na rozmowę z naszym byłym zawodnikiem, który opowiedział nam swoją historię.

Panie Adamie, w latach 2001-2003 występował Pan w barwach Włókniarza Częstochowa jako junior, święcąc w tym czasie liczne sukcesy. Jak Pan wspomina ten czas dla siebie oraz klubu?

Ten okres w swojej karierze wspominam bardzo dobrze. To był dobry czas zarówno dla mnie, jak i dla drużyny Włókniarza, zdobywaliśmy medale na szczeblu seniorskim, jak i juniorskim. Na pewno tym najcenniejszym trofeum było wywalczenie przez nas tytułu Drużynowego Mistrza Polski w sezonie 2003. Przypomnę tylko, że nie byliśmy wówczas stawiani w roli faworyta rozgrywek, a jednak udało nam się, drużyna spisała się wzorowo.

No właśnie, w 2003 roku po raz ostatni udało się biało – zielonym zdobyć tytuł. Jakie to uczucie mieć możliwość zawiesić na swojej szyi złoty medal? Pokonaliście wówczas naszpikowaną gwiazdami ekipę z Torunia…

Tak, to prawda, a najpierw w półfinale udało nam się wygrać z równie mocnym Wrocławiem. Już wtedy mało kto stawiał właśnie na nas. Ten pamiętny finał już na zawsze pozostanie w moich wspomnieniach, lubię myślami wracać do tej chwili, gdy przy dopingu ponad 20 tysięcy kibiców na stadionie w Częstochowie dokonaliśmy niemożliwego. To był fantastyczny moment. W tym roku minie 20 lat od tego wydarzenia. Po cichu marzę, aby obecna drużyna Włókniarza Częstochowa zdołała właśnie teraz powtórzyć ten sukces i ponownie zameldować się na czele tabeli.

Jaki najbardziej szczególny moment zapamiętał Pan z czasów swojej jazdy na żużlu? Czy to właśnie ten złoty medal DMP, a może jeszcze coś innego?

Z pewnością złoty medal z drużyną znajduje się w tym zbiorze. Do tego dodałbym srebrny medal Młodzieżowych Drużynowych Mistrzostw Polski Par w Pile, a także pierwszy złoty medal w mojej karierze juniorskiej w 2000 roku w Rybniku. To był zresztą mój debiutancki sezon. Bardzo miło wspominam ponadto starty dla drużyny Kolejarza Opole, Motoru Lublin, a także ligę angielską. Paradoksalnie wspomnieniami częściej wracam nawet do tego epizodu z Wysp Brytyjskich, a to ze względu na to, że mam tam znajomych oraz rodzinę.

W 2006 roku podjął Pan decyzję o zakończeniu kariery jako żużlowiec. Czym była ona podyktowana i czym zajął się Pan bezpośrednio po „zaparkowaniu” motocykla do garażu?

Rzeczywiście tak było. Pamiętam, że miałem wówczas nienajlepszy początek sezonu w Anglii w barwach Oxford Cheetahs, nie byłem w dobrej dyspozycji oraz nie mogłem odnaleźć się na domowym torze. Podziękowano mi za jazdę. W Polsce jak na ironię szło mi bardzo dobrze, w inauguracyjnym spotkaniu tego sezonu w drużynie Kolejarza Opole zdobyłem komplet 18 punktów o ile pamięć mnie nie myli. Cóż, następnie zaczęły się problemy związane z finansowaniem. Drużyna z Opola przestała płacić za punkty i ciągnęło się to tygodniami. Wielokrotnie upominałem się o zapłatę, ale bezskutecznie. Po jakimś czasie zawiesiłem więc starty.

W tym samym okresie z prośbą o pomoc w rozwoju firmy zwrócił się do mnie mój tata. Zrobiłem wewnętrzny rachunek sumienia i podjąłem decyzję, że nie ma sensu dłużej startować na żużlu, mistrzem świata już i tak bym nie został (śmiech). Postanowiłem wspomóc rodzinny biznes. Po wdrożeniu zostałem kierownikiem serwisu blacharsko – lakierniczego marki Ford. Jednocześnie z moją ówczesną partnerką, a od 2007 roku małżonką zaczęliśmy rozkręcać własny biznes związany ze sprzedażą sprzętu narciarskiego przez Internet, na który w tamtym okresie czasu był wielki „boom”.

Wydaje się jednak, że o żużlu oraz drużynie Włókniarza nigdy Pan nie zapomniał. Obecnie, jako BMW Frank-Cars pełni Pan rolę partnera motoryzacyjnego klubu. Skąd decyzją o nawiązaniu współpracy?

Pełnimy rolę partnera motoryzacyjnego w klubie żużlowym. Zacznijmy od początku. W 2013 roku mój tata wraz z wspólnikami wybudowali w Częstochowie dealerstwo pojazdów marki BMW. Ja wówczas zostałem oddelegowany do nowej roli, mianowicie zostałem dyrektorem sprzedaży i tę funkcję pełnię po dziś dzień. Przez cały czas interesowałem się losami Włókniarza Częstochowa, śledziłem poczynania zespołu. Po kilku „nieciekawych” latach dla częstochowskiego speedwaya, arcytrudnego zadania odbudowy klubu praktycznie od początku podjął się prezes Michał Świącik wraz z Danielem Mlekiem oraz Jaromirem Jarząbem.

Początkowo w BMW otrzymywaliśmy odgórnie wytypowaną listę sportów, gdzie ewentualnie mogliśmy się „pokazywać”. BMW celowało, aby były to dyscypliny elitarne, a więc jak możemy się domyślać – zgody na żużel nie otrzymaliśmy. Polityka zmieniła się dopiero w okresie pandemii, a dokładniej w 2020 roku. Pojawiło się zielone światło i bardzo szybko nawiązaliśmy współpracę z klubem.

Przejdźmy zatem stricte do drużyny Włókniarza… W ubiegłym sezonie biało-zieloni odnieśli wyraźny sukces w postaci brązowego medalu. Jak Pan podsumuje dokonania drużyny?

Na pewno ten brązowy medal trzeba rozpatrywać w kategorii sukcesu. Pamiętajmy, że początek sezonu 2022 nie należał do najbardziej udanych, odnieśliśmy porażkę na inaugurację z Fogo Unią Leszno, następnie również pojawiały się schody. W pewnym momencie drużyna zaczęła jednak jechać na miarę swojego potencjału, a apetyty kibiców rosły z tygodnia na tydzień. Pod koniec rozgrywek staliśmy się nawet murowanym kandydatem do wielkiego finału, ale sport bywa zaskakujący oraz brutalny. Koniec końców uważam, że brązowy medal to duży sukces i należy się z tego cieszyć.

Czy obecnie jako fan/partner klubu/były zawodnik często pojawia się Pan na meczach Włókniarza?

Oczywiście, jestem obecny niemalże na każdym spotkaniu, gdy tylko jestem w Częstochowie. Staram się nie mieć zaległości.

Już za niespełna 3 miesiące rozpoczną się rozgrywki PGE Ekstraligi w ramach sezonu 2023. W listopadzie w szeregach biało-zielonych doszło do kilku zmian. Jak oceniłby Pan siłę rażenia naszej drużyny? Czy po upływie 20 lat stać nas ponownie na walkę o mistrzostwo Polski?

Stać nas na pewno, ale nie będzie to zadanie proste. Uważam, że na pozycjach seniorskich Włókniarz Częstochowa zbudował niesamowicie mocny skład. Również juniorzy mają olbrzymi potencjał, ale należy mieć na uwadze, że chłopcy są jeszcze bardzo młodzi, a już ciążyć na nich będzie presja oczekiwań. Do tej pory Jakub Miśkowiak i Mateusz Świdnicki stawiali poprzeczkę bardzo wysoko. Nie wybiegajmy jednak w przyszłość, wszystko zweryfikuje tor, a ja pozostaję optymistą.

Kto zatem będzie naszym największym rywalem w walce o medale w sezonie 2023?

Kandydatów jest kilku. Z pewnością wysoki poziom utrzyma obecny mistrz Polski – Motor Lublin. Piekielnie mocna będzie także Sparta Wrocław. Obie te drużyny mają wyrównany skład seniorski oraz młodzieżowca już doświadczonego w rywalizacji na poziomie PGE Ekstraligi, co na pewno zadziała na ich korzyść. Jako drużynę czwartą do brydża typuję Apator Toruń, choć o jeden szczebelek niżej w hierarchii anizeli wspomniane ekipy z Lublina oraz Wrocławia. To będzie bardzo emocjonujący sezon. Wierzę w naszych zawodników oraz złoty medal po 20 latach, a przynajmniej w upragniony awans do wielkiego finału.

Na koniec zapytam jak Pana zdaniem zmienił się żużel jako dyscyplina od czasu, gdy to Pan się ścigał?

Zmienił się bardzo, zwłaszcza jeżeli chodzi o przygotowanie nawierzchni. Obecnie procedura ta została mocno sformalizowana oraz pokryta pewnymi zasadami, które należy spełnić przed wizytą komisarza toru. Znacznie trudniej w dzisiejszych czasach jest nawierzchnię domowego obiektu „pod siebie”. Atut własnego toru ma znacząco uszczuplony wymiar. Zmieniły się także reguły gry. Obecnie, mam wrażenie, że nieco mniej istotne są umiejętności indywidualne danego zawodnika, a urosły do rangi najważniejszej umiejętności dostosowania własnego sprzętu do danej nawierzchni. Sprzęt zawsze był istotny, wręcz kluczowy, ale wydaje mi się, że dawniej większą rolę odgrywały jednak umiejętności jazdy. Obecnie to się zaciera. Aby być w gronie najlepszych, należy rozumieć jak działa sprzęt, każdy podzespół, jak go przystosować do panujących warunków. Gdybym miał porównać żużel jako dyscyplinę sportu do innej, byłaby to
Formuła 1.

Dziękuję za rozmowę. Do zobaczenia na stadionie.

Dziękuję bardzo.

Rozmawiał Sebastian Sirek