Dawid już raz pokonał Goliata, czyli pamiętny mecz z 2011 roku
We czwartek do Częstochowy na zaległy mecz z 7. kolejki rozgrywek PGE Ekstraligi zawita Cash Broker Stal Gorzów – aktualny mistrz Polski, lider tabeli, jedyna niepokonana drużyna mająca w składzie znakomite nazwiska. Na papierze to przyjezdni są zdecydowanym faworytem tej konfrontacji, ale Włókniarz już niejednokrotnie wcielał się w biblijnego Dawida, który potrafił pokonać Goliata.
17 lipca 2011 roku na mecz z Włókniarzem Częstochowa zawitała Caelum Stal Gorzów. Przyjezdni mieli mocarne plany, ponieważ dążyli do upragnionego złota Drużynowych Mistrzostw Polski. Gorzowianie w szeregi drużyn ekstraligowych dołączyli w 2008 roku i przez trzy lata zdążyli ustabilizować swoją dyspozycję, aby móc wreszcie powalczyć o medale. Prezes Stali, Władysław Komarnicki nie szczędził grosza, bo nazwiska jakie wówczas jeździły w ekipie z woj. Lubuskiego mówiły same za siebie.
Największą gwiazdą gorzowskiego teamu był rzecz jasna świeżo upieczony Indywidualny Mistrz Świata, Tomasz Gollob, który nigdy nie był uwielbiany przez częstochowskich kibiców, ale tamtego dnia został przywitany jak na championa przystało. Prezes Włókniarza, Marian Maślanka wręczył Gollobowi kwiaty oraz mikrofon, aby ten mógł przemówić do rzeszy kibiców na stadionie, która powitała go wyjątkowo nie gwizdami, a brawami – doceniając osiągnięty przez niego sukces.
To był jednak koniec kurtuazji na torze, ponieważ sam mecz był niesamowitą wymianą ciosów, a Gollob bez sentymentów dzielił i rządził na owalu przy ul. Olsztyńskiej, chcąc pokazać swoją mistrzowską formę. W barwach Stali wystąpili wówczas także Nicki Pedersen, Hans Andersen, Niels Kristian Iversen oraz Matej Zagar – nazwiska, które po dzień dzisiejszy robią wrażenie. Juniorem przyjezdnych był dopiero wdrapujący się na żużlowy piedestał Bartosz Zmarzlik, a skład uzupełniał Łukasz Cyran. W takim zestawieniu żółto-niebiescy nie mieli prawa przegrać.
Włókniarz był wtedy ligowym słabeuszem, który zajmował ostatnie miejsce w tabeli i rozpaczliwie bronił się przed spadkiem. Mało kto wierzył, że uda się ten cel zrealizować, wszak prezes Maślanka wyciągnął niczym królika z kapelusza takie nazwiska jak Grigorij i Artiom Łaguta, Daniel Nermark, będącego już jedną nogą na emeryturze Petera Karlssona i Rafała Szombierskiego, który wracał z żużlowego niebytu. Oni mieliby wygrać z naszpikowaną gwiazdami Stalą, w której jeżdżą mistrzowie świata i uczestnicy cyklu Grand Prix? Złośliwi mówili, że z takim składem częstochowianie mieliby nawet problem z utrzymaniem się na zapleczu ekstraligi.
Wracając do samego spotkania, to tak jak wcześniej wspomniałem – Tomasz Gollob nie miał sobie równych, wygrywał bieg za biegiem, lecz jego koledzy jeździli w kratkę. Kibice Włókniarza zaczęli wyczuwać pismo nosem i wierzyć, że sam Gollob meczu nie wygra. Po stronie gospodarzy kapitalnie prezentowała się para braci Łagutów, a cenne oczka dorzucali Karlsson z Szombierskim. Znakomicie prezentował się Nermark i miejscowi sympatycy coraz mocniej wierzyli w dużą niespodziankę. Kto dziś pamięta o Marcinie Bublu, który potrafił wtedy wygrać bieg juniorski? To był zwiastun dużych emocji, które trwały do ostatniego biegu, a wtedy… zapanowała dramaturgia połączona z euforią.
Przed ostatnim wyścigiem Włókniarz prowadził ze Stalą 43:41. Biało-zieloni potrzebowali co najmniej remisu, aby zdobyć bezcenne dwa oczka do ligowej tabeli. Pod taśmą stanęli po stronie gospodarzy Grigorij Łaguta oraz Daniel Nermark. Ich rywalami byli Nicki Pedersen i Tomasz Gollob, który miał na swoim koncie komplet 15 punktów. Z pozoru zadanie mega trudne do wykonania, a było jeszcze gorzej, ponieważ w pierwszej odsłonie tego biegu na tor upadł Nermark, który został wykluczony z powtórki. W niej osamotniony Łaguta musiał zmierzyć się z mistrzami świata i musiał koniecznie ten bieg wygrać, aby dać Włókniarzowi triumf w całym meczu.
Spod taśmy lepiej wystartowali przyjezdni i wydawało się, że Lwy będące o krok od niespodzianki, od sensacji jednak nie wygrają, a nawet nie zremisują. Tymczasem Rosjanin niesamowicie napędził się po szerokiej i minął z rozpędem dwóch swoich rywali, ku niesamowitej euforii kibiców na stadionie. Popularny Grisza dowiózł trzy punkty do mety i dał zwycięstwo Włókniarzowi 46:44! To był dzień, w którym starszy z braci Łagutów stał się idolem częstochowskiej publiczności.
Dream team z Gorzowa został pokonany i nie jest wykluczone, że historia znowu zatoczy koło i sprawi, że będziemy świadkami podobnego scenariusza. O tym przekonają się jednak tylko ci, którzy we czwartek 22 czerwca wybiorą się na owal przy ul. Olsztyńskiej.
Włókniarz Częstochowa – 46
9. Grigorij Łaguta – 12+1 (3,2,2*,2,3)
10. Artiom Łaguta – 9+2 (1,1*,3,1*,3)
11. Peter Karlsson – 5 (1,0,2,2)
12. Rafał Szombierski – 6+1 (2,3,1*,0,0,)
13. Daniel Nermark – 10 (2,3,3,2,w)
14. Artur Czaja – 0 (0,0,0)
15. Marcin Bubel – 4 (3,0,1)
Caelum Stal Gorzów – 44
1. Nicki Pedersen – 10 (2,2,2,3,1)
2. Hans Andersen – 2+2 (0,1*,1*,-)
3. Matej Zagar – 6+1 (3,2,0,0,1*)
4. Niels Kristian Iversen – 4 (d,d,1,1,2)
5. Tomasz Gollob – 17 (3,3,3,3,3,2)
6. Łukasz Cyran – 1+1 (1*,0,-)
7. Bartosz Zmarzlik – 4 (2,1,0,1)
Autor: Krystian Natoński
Zdjęcia: Grzegorz Przygodziński