RETRO SPEEDWAY 2000: Radson Malma Włókniarz Częstochowa – Pergo Gorzów Wielkopolski (FOTO)

 

W 2000 r. ekipa Włókniarza Częstochowa była beniaminkiem ekstraligi i jak to zazwyczaj bywa w tego typu przypadkach, nie miała łatwego żywota. Szczególnie trudny dla Biało-Zielonych był początek ostatniego sezonu ubiegłego tysiąclecia. Z pierwszych pięciu spotkań tylko jedno zakończyli z podniesionymi głowami, wygrywając w 4. kolejce z ekipą Atlasa Wrocław. Dlatego też niezwykle ważny dla dalszych losów naszego zespołu był mecz 6 kolejki z Pergo Gorzów, do którego doszło 7 maja 2000 r.

Przed starciem z ekipą z województwa lubuskiego częstochowianie musieli się zmierzyć z wieloma problemami. Najważniejszym z nich była ciężka kontuzja barku lidera drużyny – Marka Lorama. Start Anglika w tym spotkaniu nie był pewny i na zawody ściągnięto nawet posiłki w postaci Joonasa Kylmäkorpiego. Ostatecznie Finowi nie było jednak dane tego dnia wystąpić z lwem na piersi, bo twardziel Loram w bólu zacisnął zęby i postanowił pomóc gospodarzom w odniesieniu drugiego w sezonie zwycięstwa.

Drugim niepewnym ogniwem w szeregach Radsona Malma Włókniarza tego dnia mógł być również Sławomir Drabik. Jeden z najlepszych wychowanków w historii naszego klubu kilka dni przed tym meczem przeszedł bowiem poważne zatrucie pokarmowe, w którego wyniku musiał być nawet hospitalizowany.

Wobec powyższych niewiadomych faworytem spotkania byli goście, którzy zresztą 22 lata temu celowali w fazę play-off. Początek meczu potwierdził te słowa, bo po dwóch wyścigach na 4-punktowe prowadzenie (8:4) wyszli właśnie gorzowianie. Częstochowianie jednak nie odpuszczali i w kolejnych gonitwach to oni przejęli pałeczkę. Po dziewięciu wyścigach chyba wszyscy przecierali oczy ze zdumienia, bo na tablicy wyników było już 33:21 dla Lwów. Dwunastopunktowa przewaga była zasługą równej jazdy całego zespołu, a przede wszystkim Drabika. „Slammer” najwidoczniej zapomniał o wcześniejszych problemach żołądkowych i w swoich trzech pierwszych startach nie zaznał goryczy porażki.

W dalszej części meczu do głosu wrócili reprezentanci Stali; na dwa biegi przed końcem starcia tracili do Biało-Zielonych już tylko 4 pkt. Na domiar złego w 14. gonitwie Mariusz Staszewski zaliczył wykluczenie za spowodowanie upadku swojego szwagra – Piotra Śwista. W powtórce remis biegowy uratował gospodarzom Grzegorz Walasek i stało się jasne, że o wyniku meczu zadecyduje ostatni wyścig. W nim Drabik z Runem Holtą mieli się zmierzyć z duetem Australijczyków: Jasonem Crumpem oraz Craigiem Boyce’em. Po starcie na czoło wysforował się „Slammer”, ale już okrążenie później minął go Crump. Co więcej, Drabik popełnił duży błąd – siła ośrodkowa wyrzuciła go na zewnętrzną część toru, przez co zablokował tor jazdy Boyce’a, a w następstwie spowodował jego upadek. Sędzia Maciej Spychała przerwał wyścig i bez jakiegokolwiek zawahania wykluczył częstochowianina z powtórki. W niej, ku uciesze fanów pod Jasną Górą, zimną krew zachował Holta, który pokonał obu rywali i tym samym uratował gospodarzom zwycięstwo – 47:43.

Obok uczestników 15. gonitwy niebagatelny wpływ na końcowy sukces Lwów miał Mark Loram. Anglik, świeżo po kontuzji, wziął bowiem udział w czterech gonitwach i zapisał przy swoim nazwisku ważne 7 oczek, przez co stał się bohaterem żużlowej Częstochowy.

Chociaż moi lekarze zdecydowanie zalecali mi przerwę w starach, postanowiłem, że będę w niedzielę jeździł dla Włókniarza. Był to bardzo trudny pojedynek i dla mnie, i dla częstochowskiej drużyny. Dla mnie, gdyż ból barku bardzo mi dokucza, a tor był ciężki i trudno mi się jeździło, a dla drużyny – gdyż potrzeba nam punktów. O końcowym sukcesie zadecydowało to, że mieliśmy trochę więcej szczęścia. A to w sporcie ważne – przyznał po meczu w wypowiedzi dla Gazety Wyborczej zmęczony, ale szczęśliwy Loram.

Zwycięstwem z Pergo Gorzów żużlowcy Włókniarza rozpoczęli marsz ku polepszeniu swojej sytuacji w tabeli. Był on na tyle udany, że w pewnym momencie Biało-Zieloni mieli nawet realne szanse na awans do fazy play-off. Ostatecznie pogrzebali je jednak, przegrywając w 12. kolejce na własnym owalu zaledwie 1 oczkiem (44:45) z Apatorem Toruń.

Rafał Piotrowski