RETRO SPEEDWAY 03′: Top Secret Włókniarz Częstochowa – ZKŻ Quick-Mix Zielona Góra

Działacze Włókniarza Częstochowa nie dali pospać swoim kibicom w lany poniedziałek w 2003 roku. Początek meczu w ramach IV rundy ekstraligi pomiędzy Biało-Zielonymi a ekipą ZKŻ-u Zielona Góra postanowili bowiem zaplanować punktualnie na godzinę 11. Tak wczesna pora rozegrania tego spotkania wynikała z faktu, że tego samego dnia dwójka stranieri gospodarzy, czyli Ryan Sullivan oraz Andreas Jonsson, miała zaplanowany start w rozgrywkach ligi brytyjskiej.
Finalnie w opisywanym meczu na torze przy ul. Olsztyńskiej zaprezentował się wyłącznie Australijczyk. Szwed kilka dni wcześniej odniósł wszak kontuzję i choć tego dnia pojawił się na naszym obiekcie, to tylko w roli obserwatora. Wracając do misji Sullivana, ówczesny lider Włókniarza wywalczył wtedy komplet punktów i od razu po 15. wyścigu udał się w swoisty wyścig z czasem. Razem z jednym ze sponsorów popędził na warszawskie Okęcie. Do stolicy dotarł wprawdzie na czas, ale ze względu na opóźnienie samolotu ostatecznie nie trafił już na mecz do Coventry, gdzie reprezentować miał barwy Peterborough Panthers. Za tę sytuację otrzymał 250 funtów kary od swojego brytyjskiego klubu. Na szczęście dla niego obyło się bez innych, większych konsekwencji.

Podobnych stresów jak częstochowianie tego dnia przeżywać nie chcieli zielonogórzanie i w efekcie pod Jasną Górą zameldowali się bez swojego lidera – Billy’ego Hamilla. Amerykanin postanowił uniknąć jakichkolwiek kar i tego dnia wybrał start w kolebce europejskiego speedwaya. Pod nieobecność „Bulleta” wśród gości prym wiódł… junior – Rafał Kurmański. Młodzieżowiec w wielkanocny poniedziałek zapisał na swoim koncie aż 16 oczek, czyli ponad połowę dorobku swojej drużyny. Na owalu przy ul. Olsztyńskiej radził sobie rzeczywiście niezwykle skutecznie, bo ponad dwie dekady temu w pokonanym polu pozostawił m.in. Runego Holtę oraz Sebastiana Ułamka. Wygrać nie zdołał wówczas tylko ze wspomnianym wcześniej Sullivanem.

Świąteczny mecz gospodarze rozpoczęli od bardzo mocnego uderzenia. Pierwsze dwa wyścigi żużlowcy z lwem na plastronach wygrali bowiem podwójnie i jasne było, że tylko kataklizm tego dnia mógłby zabrać im 2 duże punkty meczowe. Ten, oczywiście, nie nastąpił i jeszcze przed wielkanocnym obiadem częstochowianie mogli się cieszyć z okazałego zwycięstwa. Wygrali aż 60:30.

TEKST: RAFAŁ PIOTROWSKI 

FOTO IRENEUSZ ROMANEK