Dobry, zły i brzydki (?) Jaki był to sezon dla Eko-Dir Włókniarza?

Mimo, że przed nami jeszcze decydujące rozstrzygnięcia na krajowym podwórku, to żużlowcy Eko-Dir Włókniarza skończyli już zmagania w sezonie 2016, ostatecznie zajmując w rozgrywkach Nice Polskiej Ligi Żużlowej trzecie miejsce. Jaki był to sezon dla częstochowskiego klubu, który przecież po roku banicji musiał zacząć pracę u podstaw, niczym bohater filmu wracający po tułaczce do miasteczka zwanego Nice PLŻ. Czy szklanka jest do połowy pełna, a może jednak pusta? To pytanie kieruję przede wszystkim do kibiców Biało-Zielonych.

Za garść dolarów

Warto podkreślić, że skład Eko-Dir Włókniarza Częstochowa na sezon 2016 wyglądał obiecująco, mimo że Michał Świącik i jego ekipa musiała budować w pewnym sensie wszystko od nowa i w wielu aspektach zaczynać pracę u podstaw. Udało się jednak zorganizować budżet, który pozwolił na zakontraktowanie dobrych żużlowców, chociaż należy pamiętać, że część z nich podpisała umowę z Włókniarzem z myślą o starcie w rozgrywkach drugoligowych. Taka sytuacja spotkała m.in. Nicolaia Klindta i Rafała Trojanowskiego. W międzyczasie okazało się, że częstochowianie wystąpią w nowo powstałej pierwszej lidze, która została połączona z drugą. Wówczas było jasne, że do zespołu muszą dołączyć żużlowcy, którzy będą gwarantować odpowiedni poziom w Nice Polskiej Lidze Żużlowej.

Plan zakładał, że na zapleczu Nice PLŻ podopieczni Michała Finfy oraz Józefa Kafla będą bazować głównie na wychowankach. Podstawowymi zawodnikami w składzie mieli być na drugoligowym froncie Artur Czaja, Mateusz Borowicz, a także Nicolai Klindt, Rafał Trojanowski i Jacob Thorssell, a w formacji juniorskiej startowałby z pewnością Michał Gruchalski oraz Oskar Polis. Zawirowania w polskim żużlu musiały te plany zweryfikować, a prezes Świącik musiał sięgnąć głębiej do kieszeni po decyzji o połączeniu lig. Taki scenariusz oczywiście wszystkich zadowalał, ale to oznaczało większą mobilizację w klubie.

– Jesteśmy bardzo zadowoleni z dzisiejszych ustaleń. Siła argumentów, jakie kluby prawie jednogłośnie przedstawiły podczas spotkania w Poznaniu, wskazała na to, że połączenie tych dwóch klas rozgrywkowych jest najlepszym rozwiązaniem – przyznał nie kryjąc radości sternik naszego klubu, Michał Świącik.

Za kilka dolarów więcej

Gdy już było jasne, że częstochowskie Lwy będą ścigać się klasę wyżej, wówczas dokooptowano do zespołu Daniela Jeleniewskiego oraz Tomasa H. Jonassona, którzy poprzedni sezon spędzili w PGE Ekstralidze, a ten drugi świętował nawet z Fogo Unią Leszno tytuł Drużynowego Mistrza Polski. Do Częstochowy wrócił kolejny wychowanek, Hubert Łęgowik, który chciał odbudować swoją formę po ciężkim sezonie w Grudziądzu. Taki skład miał gwarantować emocje na częstochowskim owalu i nie tylko.

W przedsezonowych prognozach wielu ekspertów typowało Włókniarza jako głównego albo przynajmniej jednego z głównych kandydatów do finału Nice PLŻ. Nazwiska jakie pojawiły się pod Jasną Górą spowodowały, że wśród kibiców rozbudziły się nadzieje na szybki powrót do elity, chociaż jeszcze przed chwilą wielu tonowało emocje i przypomniało, że sukcesem samym w sobie jest powrót na … żużlowe tory. Wiadomo jednak, że apetyty rosą w miarę jedzenia, ale byli tacy, którzy uspokajali i prosili o wyrozumiałość. Jednym z nich był Marek Cieślak.

(…)trzeba podkreślić, że ten zarząd dużo robi, żeby ten żużel reaktywować, tylko że powinni pewne rzeczy odrzucić w tym momencie, tonować i działać sobie spokojnie, a nie narzucać sobie jakieś presji, która jest zbyt wczesna i nie na miejscu. Kibice muszą też wiedzieć, że rok temu Włókniarz zniknął z żużlowej mapy w Polsce i całe szczęście, że dostał szansę powrotu. I to nie jest normalna sytuacja, tylko to jest sytuacja klubu po przejściach. Teraz trzeba tym nowym ludziom dać czas, żeby oni to wszystko ogarnęli i budować ten nowy Włókniarz. Dlatego te wszystkie teorie o zwycięstwach, o awansie są za wczesne – mówiła legenda Włókniarza w kwietniu, już po ligowej inauguracji, kiedy to Biało-Zieloni zanotowali falstart.

Pewnego razu na Dzikim Zachodzie

Sezon 2016 w Nice Polskiej Lidze Żużlowej w pełni wystartował. Wśród drużyn uczestniczących nie brakowało takich, które z góry były skazywane na porażkę, niczym drugoplanowy aktor w pojedynku na rewolwery w westernowskim filmie. Nie wszyscy dysponowali taką samą siłą rażenia, nie każdy miał ten sam arsenał broni. Rewelacją początku rozgrywek była Polonia Piła, głównie za sprawą wysokiego zwycięstwa nad Włókniarzem w pierwszej kolejce. U progu sezonu częstochowianie mieli pecha, ponieważ ich mecze były przekładane z powodów atmosferycznych. Swój drugi mecz Biało-Zieloni przegrali wysoko w Gdańsku. Do składu dołączył Sebastian Ułamek, który miał jeszcze bardziej wzmocnić drużynę.

Na torze przy ul. Olsztyńskiej Eko-Dir Włókniarz był bezbłędny i swoich rywali „rozstrzeliwał” bezproblemowo. Bywały jednak takie pojedynki, w których przeciwnik był już ciężko ranny, leżał niemal na ziemi, ale potrafił powstać i oddać jeszcze jeden strzał – taka sytuacja miała miejsce chociażby w rywalizacji z Orłem Łódź, a także w meczach ze Stalą Rzeszów, Wybrzeżem Gdańsk i Polonią Piła, kiedy to przyjezdni rzutem na taśmę bronili punkt bonusowy. Patrząc jednak generalnie na mecze na SGP Arena, wydaje się, że żaden z kibiców nie powinien narzekać. Gorzej bywało na wyjazdach.

W delegacjach Włókniarz z wytrawnego rewolwerowca potrafił zamieniać się w kelnera, który rozdawał gościom darmowe drinki. Kibicom nie podobały się wysokie porażki, a zwłaszcza postawa niektórych zawodników, którzy mieli stanowić silny fundament zespołu. Kiedy w połowie sezonu było jasne, że nasz team będzie liczył się w walce o finał, każda starta punktów była odbierana z podwójną przykrością, zwłaszcza, że często Włókniarz tracił cenną zdobycz, mając ją na celowniku, gdzie wystarczyło pociągnąć za spust (patrz mecz w Krakowie). Wiadro zimnej wody spadło na głowę wszystkich po klęsce w Łodzi. To z pewnością kładzie rysę na tegorocznym sezonie w wykonaniu częstochowian.

Skoro poruszamy już tematy trudne i negatywne, to kolejna rzecz, która nie przypadła do gustu kibicom była związana z doborem składu na poszczególne mecze. Każdy kto ogląda film lubi przywiązywać się do poszczególnych bohaterów. W tym przypadku w 18 scenach filmu pt. „Sezon 2016” oglądaliśmy często inne twarze. Trzeba przyznać, że fabuła była bardzo zawiła i skomplikowana. Zawodnicy przychodzili, odchodzili, wracali po dłuższej przerwie – rotacji nie było końca, a ostatecznie nie połapał się w tym wszystkim także jeden z reżyserów (Michał Finfa), który rozstał się z klubem pod koniec sezonu po rozmowie z producentami (sponsorem).

Garść dynamitu

Moim zdaniem to był dobry sezon w wykonaniu Włókniarza. Ostatecznie przecież ekipa spod Jasnej Góry wróciła na żużlowe tory i w premierowym sezonie zajęła trzecie miejsce, nieznacznie ulegając Łotyszom z Dyneburgu. Oczywiście wielu może wypominać błędy jakie zostały popełnione w trakcie rozgrywek, ale kto ich nie popełnia? Obecnie klub jest bogaty w doświadczenia, które z pewnością wykorzysta już w sezonie 2017. Jak trudno jest odbudować markę zasłużonego klubu wiedzą chociażby w Bydgoszczy, a także w kilku innych ośrodkach, toteż warto docenić to gdzie obecnie znajduje się Włókniarz, bo wcale nie jest to najgorsza pozycja wyjściowa przed kolejnymi wyzwaniami jakie czekają w najbliższym czasie.

A skąd to nawiązanie do Dzikiego Zachodu i tytułów filmów Sergio Leone? Bo żużel to trochę Dziki Zachód, w którym tak naprawdę nie ma żadnych zasad – zarówno na torze, jak i poza nim. Są pościgi, pojedynki rewolwerowców, szybkie konie. Speedway to taki współczesny western, gdzie pod taśmą stoją żużlowcy i każdy z nich musi udowodnić, że ma najszybszą strzelbę, najszybszego konia w stajni. Niedługo przekonamy się jaką rolę dostanie Włókniarz w następnym filmie tego gatunku w 2017 roku. Żużlowa centrala właśnie w tym momencie pisze scenariusz do nowej produkcji, dobiera sobie aktorów pierwszo i drugoplanowych. Kto wystąpi w filmie wysokobudżetowym zwanym PGE Ekstraliga, a kto w tym za nieco mniejsze pieniądze, czyli Nice PLŻ. No i podstawowe pytanie: Czy lepiej być statystą w produkcji Hollywood, a może odegrać główną rolę w rodzimej produkcji?

img_9092

Bez względu na jakość filmu, Włókniarz miał godnych widzów